środa, 31 grudnia 2014

rozkminka o pamiętnikach


Książeczka krótka, a do jej przeczytania przymierzałem się bardzo długo. Tak jakoś wyszło, choć wiedziałem przecież, że Mark Twain biorący na warsztat tematykę biblijną zwiastuje lekturę co najmniej niebanalną. Dzisiaj zaś nadszedł ten moment. Nie mając nic, co mógłbym opublikować, by zadośćuczynić grudniowemu etapowi wyzwania czytelniczego, sięgnąłem po tę ostatnią deskę ratunku. No cóż, każdy powód jest dobry.

"Pamiętniki Adama i Ewy" w postaci takiej, jak czytałem, zostały wydane już po śmierci autora. Jest to zbiór wszystkich tekstów, które w ciągu swego życia Twain napisał o tych postaciach. By ująć rzecz precyzyjniej, należy uściślić, że całość stylizowana jest na prywatne zapiski, które każde z bohaterów oddzielnie prowadzi. Znamienny jest fakt, że oboje zaczynają je pisać w momencie pojawienia się Ewy, czy też jak określa ją początkowo Adam, "tego nowego stworzenia z długimi włosami". Takie postawienie sprawy wydaje się być kluczowe dla odczytywania całego utworu, który jawi się jako całkowicie areligijny, a skupiający się relacji pomiędzy kobietą a mężczyzną. Sprawę możemy prześledzić od samego początku, przyglądając się pierwszym przedstawicielom tych jakże różnych "gatunków". Co więcej, przyglądając się każdemu z nich także oczami drugiego.

Jak to u Twaina, znajdziemy tu wiele zabawnych momentów, ale po lekturze całości towarzyszyło mi uczucie trudnej do uchwycenia melancholii jakiej dostarczyć mógłby nastrojowy wiersz. Twain w piękny choć oszczędny sposób ukazał miłosny związek dwojga przeznaczonych sobie ludzi. Wzruszającą pointą jest epitafium, które Adam wyrył na nagrobku ukochanej. Co ciekawe, ten fragment Twain napisał niedługo po śmierci swojej własnej żony.

Tak jak się spodziewałem, nie zawiodłem się w żadnym wypadku. Mój podziw dla Twaina wzrasta z każdą kolejną przeczytaną ksiażką, a że już pierwsze jego utwory, które poznałem, zawiesiły poprzeczkę niebotycznie wysoko, nie mogę się doczekać kiedy w końcu sięgnę po "Życie na Missisipi", do którego przymierzam się jeszcze dłużej niż do powyższej pozycji.


Przeczytane w ramach wyzwania CZYTAM LITERATURĘ AMERYKAŃSKĄ
http://basiapelc.blogspot.com/p/czytam-literature-amerykanska.html

poniedziałek, 29 grudnia 2014

rozkminka o zaginionym


W ponurym hotelowym pokoju, mężczyzna, na którego twarzy lata trosk i bolesnych doświadczeń odcisnęły niemożliwe do zmazania piętno, sięga po telefon. Obserwując jego ruchy, widzimy napawającą niepokojem mieszaninę apatii i rozgorączkowania. Zdecydowanym ruchem wybiera on numer i czeka na połączenie, jednak kogokolwiek spodziewał się usłyszeć po drugiej stronie, milczy. Jedyne co pozostaje, to nagranie wiadomości na pocztę głosową. Jest ona lapidarna, to właściwie kilka urwanych zdań. Kimkolwiek miał być rozmówca, z pewnością z łatwością by odgadł co mają znaczyć te słowa: "znowu tu jestem, w tym samym pokoju, telewizor wciąż jest zepsuty, znalazłem nowy trop". Jednak widzowie chwilowo pozostają nieuświadomieni.

Nikłe światło zostaje rzucone, gdy akcja serialu przenosi się o osiem lat wstecz. Tony Hughes, jeszcze przed chwilą oglądany przez nas pośród hotelowego mroku, tętni jeszcze radością, jego twarz pozostaje uśmiechnięta. Wraz z żoną i pięcioletnim synkiem opuścili właśnie Wielką Brytanię, by udać się na wakacje do północnej Francji. Podróż przebiega w atmosferze sielanki, wszystko świadczy o tym, że najbliższe tygodnie upłyną pod znakiem wypoczynku. Radosna twarz małego Olly'ego, jego dziecięcy entuzjazm i ciekawość otaczającego go świata, tchną w rodziców poczucie spełnienia i nadziei na szczęśliwą przyszłość.

Traf chce, że w okolicach małego miasteczka Chalons du Bois, psuje się im samochód. To na pozór nic nie znaczące wydarzenie stanie się punktem zapalnym radykalnego zwrotu w życiu bohaterów. Wieczorem, gdy Tony wraz z synkiem wracają z basenu, zachodzą po drodze do stoiska z napojami, gdzie pokaźna grupa ludzi tłoczy się oglądając ważny mecz. Ojciec traci syna z oczu na dosłownie jedną sekundę. Po chwili biega po okolicy wykrzykując coraz bardziej drżącym głosem jego imię i pytając o niego zdezorientowanych przechodniów. Później poszukiwania przejmuje policja, a zrozpaczeni rodzice podczas naprędce zwołanej konferencji prasowej apelują do każdego, kto jakiś sposób mógłby pomóc w odzyskaniu ich pociechy.

Akcja toczy się naprzemiennie na dwóch płaszczyznach czasowych, od początku więc wiemy, że po ośmiu latach mały Olly wciąż ma status zaginionego. Co więcej, chyba nikt, poza jego ojcem, nie ma już najmniejszej nadziei, że chłopak zostanie kiedykolwiek odnaleziony. Śledztwo, które rozpoczęto zaraz po incydencie, stanęło w martwym punkcie. Po drodze zaś wydobyło na powierzchnię wiele mroczny tajemnic, od których nikt z zaangażowanych w sprawę ludzi nie wydaje się być wolny. Okazuje się, że nie trzeba głęboko kopać, by okazało się, że urocze i sielankowe na pozór miasteczko, to miejsce gdzie przecinają się drogi pedofilów, rumuńskiej mafii, skorumpowanych glin, pozbawionych skrupułów dziennikarzy czy wyrachowanych polityków. Hipotez dotyczących kulisów zniknięcia dziecka można stawiać wiele, ale wszystko to przypomina błądzenie po omacku.

Być może ważniejsze od samego śledztwa jest pytanie, na które muszą w końcu odpowiedzieć sobie rodzice. Kiedy odpuścić? Czy można w ogóle uwierzyć, że na najważniejszej osobie w życiu można postawić krzyżyk i zacząć nowe życie, jeśli może ona wciąż gdzieś czekać na ratunek? Może wiadomość o śmierci i identyfikacja zwłok w kostnicy w jakiś nieludzki sposób przyniosłyby ulgę? Usunęłaby w niebyt wątpliwości, które pozbawiają tchu jak zaciskający się wokół gardła sznur. Przed tymi dylematami Tony broni się jak może. Jedynym sensem jego dalszego życia jest nadzieja. Czy znalezione przez niego na facebooku zdjęcie przyniesie jej spełnienie? Mieszkaniec Chalons du Bois opublikował swoje zdjęcie z miejskiej uroczystości, a na dalekim planie, dostrzec można chłopca, którego przed chłodem chroni... żółty szalik Olly'ego.

Wbrew opiniom większości, dzięki uporowi ojca i profesjonalizmowi emerytowanego detektywa, śledztwo zostaje wznowione. Przeszłość i teraźniejszość ponownie staną do ponurego danse macabre. Czy tym razem uda się rozwiązać dręczącą tak wiele osób zagadkę? A jeśli tak, to jakie będzie jej rozwiązanie? Czy każda cena jej poznania warta jest zapłaty? Jedno jest pewne, osiem odcinków zapewni nam osiem godzin różnorakich emocji grających widzowi na każdym nerwie z osobna. To opowieść o zwykłych ludziach, których codziennie mijamy na ulica i o zwykłym świecie, który przewija się nam przed oczami, i przede wszystkim o tym, jak kruchą fasadą jest pojęcia normalności i jak niewiele trzeba, by legła ona w gruzach.

sobota, 27 grudnia 2014

rozkminka o wrzucie

To nie ja malowałem to srebro i zapewniam, że mieliśmy na koncie o wiele lepsze, no ale faktem jest, że współtworzyłem w swoim czasie tę zacną ekipę i gdy wczoraj zawędrowałem w te okolice, nie mogłem sobie odmówić pamiątkowej fotki w miejscu, które niezmiennie przenosi mnie na chwilę do lepszych czasów. W pewnym sensie odkryłem więc kolejną funkcję tego typu bohomazów: wehikuł czasu.

rozkminka o nowotworze 2

Jeśli komuś nie chciało się czytać opowiadania, do którego link podałem w poprzednim wpisie lub jeśli chce poznać szczerą opinię o nim, autorstwa niejakiego Gurgiego, to proszę bardzo:

niedziela, 7 grudnia 2014

rozkminka o nowotworze

Mój kumpel jakiś czas temu (chyba rok już mija) napisał zajebiste opowiadanie, które właśnie zostało opublikowane na Esensji, i którego lekturę wszystkim polecam:
SZYMON TEŻEWSKI - NOWOTWÓR

piątek, 5 grudnia 2014

Fantastyczny wywiad z Michelem Houellebecqiem

Trafiłem na ten wywiad przez przypadek i jestem zafascynowany dobitną wypowiedzią pisarza, polecam.