środa, 18 grudnia 2013
rozkminka o behanie
Nazwisko Brendan Behan pierwszy raz obiło się o moje oczy w trakcie lektury jednego z artykułów Huntera S. Thompsona. Wizerunek irlandzkiego pisarza posłużył tam jako pomoc w wizualizacji jednego z bohaterów tekstu charakteryzującego się madmierną skłonnością do alkoholu. Wówczas właśnie wklepałem to nazwisko do wyszukiwarki i od tej pory mogłem się szczycić, że o Behanie wiem coś niecoś. Gdyby nie Thompson, wpadłbym zapewne na jego trop za pośrednictwem jednego z moich ulubionych tekściarzy i wokalistów, również pochodzącego z Irlandii, na którego Behan wywarł spory wpływ, do tego stopnia, że piosenkarz nawet śnił o spotkaniu z nim. Pisarza tego, o inicjałach godnych gwiazdy filmowej, charakteryzuje jego biografia, o tyle ciekawa, co krótka. Zmarł w wieku 41 lat na skutek nadużywania alkoholu. Do tego czasu zdążył jednak parę rzeczy przeżyć i parę książek napisać.
W wieku 16 lat wstąpił do IRA(wcześniej należał do młodzieżówki Fianna Éireann). Został aresztowany w momencie gdy obładowany ładunkami wybuchowymi wybierał się do Liverpool wysadzić tamtejsze doki. Został skazany na trzy lata pobytu w domu poprawczym (tzw. borstal) w Anglii. Później był jeszcze sądzony za usiłowanie zabójstwa dwóch detektywów. Skazany na czternaście lat odsiadki, wyszedł dzięki amnestii z 1946 roku. Na tym zakończyła się jego kariera bojownika o wolność, choć jeszcze w 1947 chwilę posiedział za udział w próbie uwolnienia z więzienia jednego z członków IRA.
To właśnie w więzieniu znalazł czas na pierwsze próby literackie. Pisał sztuki teatralne, opowiadania i wiersze. Tam też nauczył się irlandzkiego. Po odsiadce mieszkał przez chwilę w Irlandii, by następnie przenieść się do Paryża, a potem ostatecznie powrócić do ojczyzny. Jako pisarz był podobno bardzo zdyscyplinowany. Wstawał o siódmej i pisał do południa (wówczas otwierano puby). W 1958 napisał powieść "Borstal Boy" opowiadającą o pobycie w angielskim domu poprawczym (w 2000 roku na jej podstawie nakręcono film). Na tę książkę mam ogromną chrapkę, ale zafiksowałem się, że muszę przeczytać ją w oryginale. Jeszcze do niedawna nowiutkie można było kupić na allegro za niecałe dwie dychy, ale zwlekałem tak długo, aż obudziłem się z ręką w nocniku. Miałem do wyboru: brać po polsku (bo siedmiu dych na oryginał przecież nie wywalę) lub wziąć coś innego, skoro przyszedł czas na tego autora.
Zdecydowałem się na "Ucieczkę" zupełnie nie wiedząc czego mam się spodziewać. Z opisu na okładce i przedmowy dowiedziałem się, że była to kryminalna powieść w odcinkach, którą Behan pisał w 1953 i pod pseudonimem Emmet Street publikował w irlandzkim dzienniku Irish Times. Słuch by zapewne o niej zaginął gdyby autor nie wspomniał o niej po latach w rozmowie z Rae Jeffsem, gdy poprzez cudowny zbieg okoliczności podjęli temat kryminałów. Pod nazwiskiem Behana powieść ukazała się już po jego śmierci.
Tło całej powieści stanowi przestępczy półświatek, jej fabuła zaczyna się w szemranej dublińskiej knajpie piątej kategorii, a kończy w paryskiej restauracyjce. Z jednego miejsca do drugiego doprowadzą nas wydarzenia związane z tytułową ucieczką. Tajemniczy Szef tworzy precyzyjny plan mający na celu uwolnienie z więzienia Mountjoy (jedno z więzień w którym sam Behan miał "przyjemność" przebywać) pewnego Anglika. Szybko przekonujemy się, że plan ma drugie dno i Szefowi wcale nie chodzi o pieniądze, które lekką ręką Anglik oferuje za pomoc.
Powieść jest dość krótka, kolejne zwroty akcji nie są zbyt przewidywalne i całość czyta się bardzo przyjemnie. Nie należy jednak oczekiwać wiele więcej, jest to chyba typowa literatura pulpowa tamtych czasów, a dla jej autora swoisty eksperyment, we wspomnianej rozmowie mówił, że dopiero "kiedy sam spróbował sił w tym gatunku powieści, przekonał się, że to nie jest wcale takie łatwe". Wydaje mi się, że wybrnął z tej próby zwycięsko i jestem zdania, że warto przy tej czy innej okazji "Ucieczkę" przeczytać.
A ja kończę z refleksją, że skoro takie powieści pan Behan pisał "na boku", to nie mogę się już doczekać sprawdzenia kolejnych pozycji.
PS. Jakie jest prawdopodobieństwo, że Kaczmarski patrząc na tę okładkę wymyślił "zęby krat"?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Intrygująca persona, o której w ogóle nie słyszałem. Powalające zdjęcie, ciekawa biografia. Zanotuję nazwisko i poszukam któreś z jego książek przy najbliższej wizycie w bibliotece.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOjej, coś mi się tam porobiło :-) Piszę jeszcze raz dokładnie to samo "Również nie słyszałam o tym panu. Wypada nadrobić braki." Teraz dobrze. Ciekawy blog, czasami zaglądam.
OdpowiedzUsuń