niedziela, 7 stycznia 2018

JETLAGZ (Kosi, Łajzol) - Harold Hunter (Skit Video) / prod. Ola Mulla


Na początku grudnia premierę miała płyta rapowego składu Jetlagz, współtworzonego przez warszawskiego weterana graffiti, którego zwrotkę pamiętam z pierwszej przesłuchanej przeze mnie w całości płyty hip-hopowej, a przede wszystkim z jednego z lepszych utworów o mazaniu sprejem. Powiem szczerze, że płyta WSK8OFMND spodobałaby mi się pewnie bardziej, gdybym był kierowcą. Dobrze by się jechało, puszczając głośno najeżone punchline'ami bangery. A tak płyta wleciała mi jednym uchem, drugim wyleciała i raczej do niej nie wrócę. Poza jednym utworem.



Harold Hunter zaczyna się znamiennie od słowa "kiedyś". Jak to powiedział Teżewiak, nagrywanie kawałków o wspomnieniach to pójście na łatwiznę, bo zawsze wychodzą zajebiście. Gdy ich słuchamy, prowokują nas samych do udania się sentymentalną podróż pamięcią do starych, dobrych czasów. A psychologowie dawno już stwierdzili, że jesteśmy tak skonstruowani przez naturę, że pamiętamy raczej te dobre rzeczy; złe nawet jeśli nie odchodzą całkowicie w niepamięć, to widziane z dystansu już tak nie bolą. To oczywiście tylko jeden z tego rodzaju mechanizmów. Tak już jesteśmy zaprogramowani (oszukiwani?) przez schopenhauerowską wolę życia, by jako ludzkość nie popełnić zbiorowego samobójstwa.

W każdym razie Harold Hunter także mnie zabrał na tego rodzaju wycieczkę w czasy zapamiętane przeze mnie jako absolutnie beztroskie (prawda była!). "Kiedyś byłem dzieciakiem jak Harold Hunter - śmigałem po mieście na desce z blantem". Nie było to lata dziewięćdziesiąte w Warszawie, ale i tak w pełni się utożsamiam i cieszę się w ten właśnie sposób została też upamiętniona postać Harolda Huntera, nowojorskiego skatera, który wystąpił filmie Kids (który zapoczątkował drugi deskorolkowy boom w Polsce) i przesadził z koksem... Odpalam jeszcze raz.