wtorek, 3 grudnia 2013

rozkminka o bratnym 2


"Losy" to kolejna, po "Roku w trumnie" i "Liście gończym", powieść Bratnego jaką przeczytałem w ramach prywatnej akcji przypominania sobie tej postaci. W przeciwieństwie do poprzednich, opublikowana w 1979 powieść nie jest utworem "doraźnym". Obejmuje okres powojennego ćwierćwiecza, rozszerzonego o wspomnienia z lat okupacji i lat ją poprzedzających. Opisywana jest jako kontynuacja "Kolumbów" i rzeczywiście tak jest, z tym że jest to kontynuacja w pewnym sensie. Nie dotyczy bowiem konkretnych losów tych samych postaci, a postaci z tego samego pokolenia symbolicznego rocznika '20.

Akcję utworu można umownie podzielić na dwa główne wątki. Jeden dotyczy wspomnianych Kolumbów, grupy młodych ludzi, którzy w większości poznali się jeszcze przed wojną, ale to lata konspiracji splotły ich losy na dobre i na złe. Na pierwszy plan wysuwa się Jerzy Janas, od którego powrotu do zniszczonej stolicy zaczyna się powieść. Istotną rolę odgrywa też jego ojciec i pierwsza legionowa czwórka z której się wywodził (inny jej członek, poeta Ronczewski, mam wrażenie, że wzorowany był na Broniewskim), a także, w późniejszych latach, syn Kacper. Józefowi, bratu Jerzego, niemal zaraz po wojnie wyjeżdżającemu na Zachód, siłą rzeczy poświęcone jest mniej miejsca, ale również jest ważny. Poza tym, z grupy wywodzi się także najstarszy Andrzej ze swoją dziewczyną Danielą, wzdychający do Danieli Dionizy, który jednak w konspirację nigdy się nie zaangażował i pozostający stale na uboczu, aczkolwiek zawsze służący pomocą, Walek.

Z drugiej zaś strony mamy bardzo ciekawą postać Teofila Haładaja, który wziąwszy udział w ataku na posterunek milicji (do której należał jego starszy brat) został ranny w usta, gdy krzyczał coś, czego po latach nie pamięta, ale podejrzewa, że było to słowo "Polska". Odnaleziony po potyczce przez komunistów, zostaje w wyniku zbiegu okoliczności potraktowany przez nich jak swój, w dodatku bohater. Dostąpiwszy wielu zaszczytów, kontynuuje życie w nowej Polsce, korzystając z wielu jej dobrodziejstw, i w skrócie można powiedzieć, że daleko mu do Konrada Wallenroda.

Losy bohaterów są nierozerwalnie związane z historią ich czasów, ale mam wrażenie, że historia jako taka, zaserwowana jest na zimno, w sposób podręcznikowy i w miarę możności chyba obiektywny. Za to dzieje bohaterów, a zwłaszcza ich liczne przemyślenia, podnoszą znacząco temperaturę fabuły.

Moją uwagę przykuła ważna scena powstańczej retrospekcji, która w innym kontekście pojawiła się później również w "Roku w trumnie", przez co można się domyśleć, że była dla autora ważna.

"Przed wyjściem na akcję, a miała okazać się wcale nie tak groźna, któryś z nich, bodaj czy nie Walek, wgłaskując pociski kaliber 9 do magazynku swego waltera, powiedział: >>Pamiętajcie, ostatni dla siebie<<. >>Ja się nigdy nie zabiję<< - oznajmił nagle Andrzej z tym swoim trochę zawstydzonym, ale bezczelnym uśmieszkiem."

Bardzo ciekawie śledzi się tego typu pełnokrwiste postacie, towarzysząc im przez tak pokaźny wycinek życia, zwłaszcza gdy w tle mamy historię i jej "psie figle" jakby to zapewne ujął Broniewski. Czy na końcu dojdziemy do tych samych wniosków co jeden z bohaterów?

"- Po co takie grzebanie w słowach sprzed ćwierćwiecza? Bo ja wiem, po co? A może robię tak nie tylko przez bierność wobec własnej pamięci, ale i w przekonaniu, że gdzieś w młodości są korzenie wszystkiego - każdego gestu, czynu, przekonań. Bo w końcu, choć człowiek ze swoimi czynami - jest właśnie tym, wypełniający czas oddala go pozornie od młodości, w istocie tylko ją niejako uzupełnia, demonstrując wciąż na nowo siebie, a więc swój charakter, a więc coś, co w zasadzie już młodość kształtuje nieodmiennie? A więc idąc w wiek męski, potem w starość, w istocie wciąż wracamy do korzeni egzystencji - w młodość, w dzieciństwo".

Warto sięgnąć po niniejszą książkę zastanawiając się nad tym zagadnieniem. Oczywiście oprócz dramatycznych wyborów i głębokich przemyśleń, znajdziemy w niej również liczne epizody dotyczące dwóch największych chyba pasji Bratnego, tj. seksu i polowań. Dla tych, którzy tak jak ja, lubią odnajdywać w starych książkach charakterystyczne opisy "dzisiejszej młodzieży" również znajdą parę smaczków, przykładowo syn opowiadający ojcu o seksie zbiorowym i rzucający, że "my się w poczucie przyzwoitości nie bawimy". Również ci, którzy przeszłość lubią odnosić do teraźniejszości, znajdą tu stosowny fragment:

"I doakceptowałeś się Polski, w której nie można grać Mickiewicza, z której trzeba po dyplomie wyjechać i przez miesiąc zmywać w Szwecji talerze, by zostać człowiekiem, który coś ma"

Co bardziej szyderczy czytelnicy mogą dojść do wniosku, że ci co wywalczali nam "wolność" za bardzo skupili się na problemie Mickiewicza, ten drugi traktując po macoszemu.

Tego typu refleksje towarzyszyły lekturze, potęgując wrażenie, że nie zestarzała się i wciąż jest warta przeczytania, teraz może bardziej niż kiedykolwiek, gdy ciągłym powoływaniem się na historię zaciera się prawdę o uwikłanych w nią zwykłych ludziach, tworząc iluzoryczną powiastkę o nieskazitelnych bohaterach na białych koniach i ich wrogów, brzydkich i złych do szpiku kości.

Na deser mój ulubiony cytat, który można zaklasyfikować jako szczyt rozzłoszczenia:

"Już nawet nie patrzył na jej piersi, taki był rozzłoszczony".

4 komentarze:

  1. Czytając Twoje kolejne rozkminki, odczuwam szczery żal, że Bratny niemal na dobre został wymazany naszego polskiego czytelniczego światka. Media przykładnie milczą o tym autorze, a widać, że chłop miał naprawdę wiele interesującego do powiedzenia i to w nie jednej kwestii.

    Dla mnie "Losy" wydają się b. ciekawe ze względu na tę kontynuację wątków kolumbowskich. W sumie ostatnia część "Kolumbów" poświęcona jest latom powojennym, ale to chyba rzeczywiście dopiero wstęp, przygrywka, która pełnego rozwinięcia doczeka się w "Losach".

    P.S.
    Mam nieodparte wrażenie, że już komentowałem ten wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ambrose: Choć czytałem tylko Kolumbów, absolutnie popieram. Wymazywanie Bratnego z listy dobrej polskiej literatury każe się zastanowić, czy nie zmierzamy do gorszego rodzaju cenzury, niż ta instytucjonalna z czasów PRL. Tym bardziej, że za Gierka była już "nieco" bardziej dobrotliwa, niż za Gomółki.

    Matipro: Bardzo dobrze, że promujesz na swoim blogu dorobek Bratnego. Tak trzymać! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Andrew: wydaje mi się, że to już ma miejsce. Pieniądz skuteczniej knebluje gęby niż jakakolwiek cenzura instytucjonalna, która ma to do siebie, że generuje efekt "zakazanego owocu". Gdyby odgórnie, oficjalnie zakazać Bratnego, ludzie zaczęliby go czytać choćby dlatego.
    Poza tym, spójrzmy prawdzie w oczy, Bratny był dobrym pisarzem, ale nie wybitnym. Chyba w zbyt małym stopniu ponadczasowym, by jego sztuka sama się obroniła i wpisała do kanonów.
    Musieliby to zrobić ludzie, a w obecnej rzeczywistości Bratny to persona non grata, do samego końca lojalnie trzymał z komuną, nie stwarzając żadnych szczelin, w które można by wbić klina o nazwie "ale przecież..."
    Tak jak zrobiono to chociażby z Broniewskim. Nie wiem czy oglądałeś poświęcony mu odcinek "Erraty do biografii". Gadano i gadano o tym, że był w Legionach, a słowem się nie zająknięto, że w 1930 siedział w kiciu za komunizm. Wiersze opiewające Stalina kwitowano "bo musiał" etc.
    Bratny nie nawrócił się w odpowiednim momencie na opozycję jak wielu innych i takie tego skutki.
    Chyba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i to jest właśnie problem, że dzieła oceniamy przez pryzmat osoby autora, co jest irracjonalne. Podobnie jak ocenianie ludzi na podstawie etykietek, a nie ich czynów. Wiele by można o tym...

      Usuń