poniedziałek, 11 sierpnia 2014

rozkminka o sardynce


Gdy trafiła mi się okazja przeczytania jednej z powieści Kornela Maliszewskiego, w ramach wstępnego rekonesansu poszukałem kilku informacji o autorze. Pierwszą rzeczą jaka przykuła moją uwagę, była jego data urodzenia. Okazało się bowiem, że obaj jesteśmy z tego samego rocznika (1988). To sprawiło, że moja chęć sięgnięcia po "Sardynkę" wzrosła jeszcze bardziej, tak już bowiem mam, że twórcy jakiegokolwiek rodzaju sztuki będący moimi rówieśnikami darzeni są przeze mnie szczególną ciekawością. Dlatego też najnowsza nomen omen pozycja Sashy Grey znalazła się na mojej liście lektur obowiązkowych. Jeśli chodzi o Maliszewskiego, to kolejną rzeczą, która mnie do niego przyciągnęła, był pewien wywiad, w którym pisarz przyznał się do inspiracji raperami, których sam słucham, a także dzielił się przemyśleniami na temat narkotyków, mocno zbieżnymi z moimi wnioskami w tym temacie. Ujmowała też różnorodność notek biograficznych, której przyświecała chyba myśl Himilsbacha ("ile można pierdolić w kółko to samo?") Nie pozostawało mi więc nic więcej, jak zapoznać się z próbką jego twórczości.

Akcja "Sardynki" zaczyna się w biegu, gdy dwóch młodych chłopaków usiłuje złapać stopa opuszczając Trójmiasto. Później bardzo rzadko zwalnia; bezimienny główny bohater, którego wycinek życia poznajemy przy pomocy pierwszoosobowej narracji, sprawia wrażenie rekina, dla którego sensem istnienia jest ciągłe pozostawanie w ruchu. Chwile gdy pozostaje w jednym miejscu kwitowane są najczęściej kilkoma zdaniami, jakby w istocie nie były warte uwagi. Postać ta przywodzi na myśl Henry'ego Chinaskiego z "Faktotum", zapijaczonego wagabundy, poszukującego azylu w prostym tu i teraz, odcinając się tym samym od balastu niewygodnej przeszłości i niepewnej przyszłości. Jednak w przeciwieństwie do kilku pisarzy, którzy twórczość Bukowskiego usiłowali przenieść na polski grunt, a których nazwisk przez litość nie wymienię, w istnienie kogoś takiego jak protagonista "Sardynki" jestem w stanie uwierzyć, zresztą z kilkoma takimi się przyjaźnię. Nie jest to ordynarna kalka istniejących wzorców, a jako człowiek oczytany jest on poza tym z pewnością do pewnego stopnia świadomy własnej autokreacji i literacko-życiowych nawiązań. Przykładowymi akcentami odróżniającym naszego polskiego włóczęgę od jego jankeskiego pobratymca jest fakt, że nie pogardza on innymi niż alkohol środkami zmieniającymi świadomość, lepiej radzi sobie z rodziną i jej problemami oraz to, że tajemnicza rudowłosa dziewczyna, co pewien czas nawiedza go w różnych miejscach, na granicy snu i jawy. Wraz z kolejnymi stronami zacznie ona zyskiwać coraz wyraźniejsze kontury i barwy, choć paradoksalnie, w tym samym czasie, narracja coraz bardziej zaczyna ciążyć w stronę klimatów mocno surrealistycznych. Samo zaś zakończenie kojarzyło mi się wręcz z powieściami Adama Wiśniewskiego-Snerga i zdawało się tłumaczyć czas akcji podany z tyłu okładki. Lecz chociaż mi się podobało i dało asumpt do pewnych przemyśleń, to konsultacje z kilkoma znajomymi, potwierdziły, że nie każdemu takiego rozwiązanie może przypaść do gustu.

Właśnie kwestia przemyśleń jest tu nader istotna. "Sardynka" należy do tego gatunku utworów, których nie jestem w stanie ocenić na gorącą, zaraz po zapoznaniu się z nimi. Zwyczajnie nie umiem powiedzieć, czy mi się podobało czy nie. Potrzebuję na to dobrych kilku dni. Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że mimo wszystko jestem na tak. W trakcie lektury proza Maliszewskiego kojarzyła mi się, niech mi autor wybaczy, z pierogami ruskimi. Bardzo lubię tę potrawę i nader często ją zamawiam goszcząc we wszelkiego rodzaju barach mlecznych i tego typu przybytkach. Tak jak lubię to danie, tak samo darzę sympatią historie o nieprzystosowanych indywidualistach i galeriach dziwnych postaci jakie spotykają na swej drodze.

Ale choć pierożki takie za każdym są trochę inne i smakują inaczej, to w gruncie rzeczy wciąż pozostają tym samym daniem. Chodzi mi o to, że Maliszewski zwrócił na siebie moją uwagę i na pewno sięgnę po jego pozostałe książki, będę też śledził jego dalsze poczynania. Wyćwiczone pióro, swoboda z jaką posługuje się językiem, balansując pomiędzy ulicznym slangiem młodego pokolenia (do tego dochodzą nawiązania do polskiego rapu, choćby "rozlewanie w słoik litra") a poetycko-filozoficznym monologiem erudyty. Wszystko to podane w formie wartkiego potoku słów, sprawnie kontrolowanego, nawet jeśli chwilami znajdującego się na granicy popisywania się. Jego siłą jest również poczucie humoru, w trakcie lektury wielokrotnie zdarzyło mi się wybuchnąć gromkim śmiechem, co wcale nie zdarza mi się tak często jako czytelnikowi. Jedyne zastrzeżenie mam do "opowieści w opowieści" snutej przez tytułową Sardynkę. Dwa grzyby w barszcz.

Mimo tak pozytywnych wrażeń, nie opuszcza mnie uczucie, że to co przeczytałem, nie było jeszcze w pełni indywidualnym głosem autora. Jeśli trzymać się porównań do przywoływanego w "Sardynce" Kerouaca, jest to wciąż etap "The Town and the City", który miejmy nadzieję, zostanie w przyszłości zamknięty równie doniosłym odpowiednikiem "On the Road". Ani treść, ani forma nie były czymś, co w jakiś wyjątkowy sposób by mnie zaskoczyło. Na razie jest to według mnie wciąż czas poszukiwań i otrząsania się z inspiracji, które wyrobiły podstawy, a na których teraz należy budować już w pełni samodzielnie. Przy wszystkich jej zaletach, "Sardynkę" traktuję jako rozgrzewkę autora, przystawkę, która zaspokoi apetyt do czasu aż autor zaserwuje mi potrawę smakującą jak żadna inna.

4 komentarze:

  1. Mimo tego, że nazwałeś tą pozycję "rozgrzewką" - chętnie ją poznam. Lubię czytać o "nieprzystosowanych indywidualistach" ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałem wywiad, przeczytałem Twoją recenzję i przyznaję, że zarówno autor jak i omawiana lektura bardzo mnie zaciekawiły. Podoba mi się skojarzenie z pierogami ruskimi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam jeszcze do nadrobienia parę lektur, do których nawiązuje "Sardynka", ale będę obserwowała jak rozwija się twórczość Karola Maliszewskiego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kornela Maliszewskiego, nie Karola.

      Usuń