czwartek, 31 lipca 2014

rozkminka o władcy


Powody mojego sięgnięcia po tę książkę są dość nietypowe. Leżała na mojej półce od niepamiętnych czasów; pożyczył mi ją przed laty mój kumpel Pituk, gdy zaczynał prowadzić kampanię w świecie Warcrafta, a jako że ja gry tej zupełnie nie znałem i nie grałem w nią do dzisiaj, to w ten sposób chciał zaprezentować mi to uniwersum. Kampania na dobrą sprawę zakończyła się, zanim się zaczęła; rozegraliśmy jedną sesję z której niewiele pamiętam (jakaś gospoda pośród ogarniętych wojną lasów?) i książki nawet nie zdążyłem zacząć czytać. Teraz zaś, po, jeśli dobrze liczę, jakichś ośmiu latach od tych wydarzeń, w czasie robienia porządków odnalazłem ją w którymś z tylnych rzędów i poczułem wyrzuty sumienia. Uznawszy to za jakąś formę spłacenia długów, postanowiłem "Władcę klanów" przeczytać, a że autorka jest Amerykanką, a wciąż zalegam z lipcowym wyzwaniem, wyszło na to, że upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu.

Cała historia rozpoczyna się, gdy ork imieniem Gul'dan zakłada tajną Radę Cieni, która ma za cel rządzić orczą Hordą przy pomocy wezwanych za pomocą mrocznych rytuałów demonów. Nie wszystkim jednak podoba się kierunek w jakim mają podążyć zmiany postulowane przez samozwańczego władcę. Wśród jego przeciwników znajduje się klan Lodowego Wilka, który za swe nieposłuszeństwo zostaje wygnany i ukrywa się pośród gór. Wódz klanu, Durotan, wraz ze swą żoną Draką i nowonarodzonym synkiem udają się do Orgrima Młota Zagłady, by przeciągnąć go na swoją stronę. Niestety, w drodze powrotnej, w wyniku zdrady przewodnika, zostają zaatakowani przez skrytobójców. Dochodzi do krwawej walki.

Jedyną istotą ocalałą z masakry jest synek Durotana i Draki, bezbronne niemowlę. Pośród zasypywanych przez śnieg zwłok odnajduje go Aedelas Blackmoore, człowiek, który wsławił się w licznych bitwach z orkami, lecz wciąż ciąży na nim odium zdrady jakiej dopuścił się niegdyś jego ojciec. Blackmoore postanawia uratować życie orczego malca, ale nie robi tego kierowany bezinteresownymi pobudkami. W jego głowie formuje się plan wychowania znajdy na ludzką modłę, tym sposobem łącząc orczą siłę i odwagę z wiedzą dostępną ludziom, w efekcie tworząc niezwyciężonego wojownika i genialnego dowódcę. Z nim u boku mógłby dowodzić armią orków, która pod ich rozkazami obróciłaby w niwecz siły Sojuszu (jeśli dobrze zrozumiałem, składający się z ludzi, elfów i krasnoludów, którzy pokonali napierające na nich siły orków), a Blackmoore zdobyłby władzę, której zawsze pragnął. Nie traktuje jednak swego znaleziska jako potencjalnego przyszłego sprzymierzeńca, a raczej jak niewolnika, co podkreśla nadaniem mu imienia Thrall (od angielskiego in thrall - w niewoli). Na szczęście są wśród ludzi osoby, które nie patrzą na niego przez pryzmat rasowych stereotypów i uprzedzeń. Sierżant, jego nauczyciel wojennego rzemiosła, uczy go czym jest honor i miłosierdzie, a Taretha, córka jego ludzkiej mamki, traktująca go jak brata, wpaja mu poczucie własnej wartości i darzy tak potrzebną mu przyjaźnią. Dorosły już Thrall zostaje wystawiany jako gladiator do walk na arenie, gdzie zdobywa reputację niezwyciężonego, jednak w tym samym czasie coraz głośniej odzywają się w nim pierwotne instynkty sprzeciwiające się dalszemu pozostawaniu w niewoli.

Nie jest to literatura wybitna, ot, w miarę przyzwoite czytadło fantasy. Na pewno dodatkowym walorem dla fanów gry jest fakt, że, z tego co się orientuję, zarówno główny protagonista, jak i część bohaterów pobocznych, w niej występują. Myślę, że gdybym był o wiele młodszy, cała historia bardziej by do mnie trafiła. Teraz dostrzegałem liczne schematy fabularne i sztampowe rozwiązania, mimo to lektura sprawiła mi przyjemność, chyba ze względu na pewien rodzaj sentymentu, za dzieciaka czytałem sporo tego typu rzeczy. Główny bohater jest sympatyczny i z miejsca mu kibicowałem, ogólne przesłanie niesie w dość nienachalny sposób pozytywne wartości, więc koniec końców spotkanie z tą pozycją oceniam na plus.





Przeczytane w ramach wyzwania CZYTAM LITERATURĘ AMERYKAŃSKĄ
http://basiapelc.blogspot.com/p/czytam-literature-amerykanska.html

2 komentarze:

  1. Niekiedy książki czytane po długim czasie robią na nas inne wrażenie. Szkoda, że nie sięgnąłeś po nią wtedy. Miałbyś teraz możliwość porównania ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałem w akademiku kilku fanatyków Warcrafta, ale jakoś nigdy żaden z nich nie wpadł, żeby poczęstować mnie książką osadzoną w tym uniwersum. Być może wtedy byłoby mi łatwiej zrozumieć euforię, jaką wywołuje ta gra. Twój znajomy miał b. dobry pomysł.

    OdpowiedzUsuń