sobota, 3 stycznia 2015

rozkminka o chwastach


Nie jest tajemnicą, że moim konikiem jest tzw. proza alkoholowa. Koledzy śmieją się z paradoksu polegającego na tym, że będąc abstynentem, jestem największym znanym im ekspertem w tej dziedzinie. Co mogę powiedzieć, tak jakoś wyszło. Zawsze był mi bliski ten rodzaj wrażliwości, z reguły łatwo mogłem się zidentyfikować z bohaterem, odnaleźć w jego opowieści własne doświadczenia i przemyślenia. To właśnie poszerzając swój zakres wiadomości w tej dziedzinie, trafiłem na powieść Williama Kennedy'ego, pisarza o którym wcześniej nic nie słyszałem, oraz na jego powieść "Chwasty", która jak się okazuje, została nagrodzona Pulitzerem. Nie pozostawało mi nic innego jak zaopatrzyć się w egzemplarz i zabrać się za lekturę.

Francis Phelan, główny protagonista, jest lumpem. Sam o sobie się tak wyraża i nie ma oporów przed określaniem tym mianem swych licznych, z reguły przygodnych, towarzyszy. Nikt jednak lumpem się nie rodzi, sam Francis musiał z pewnością wieść niegdyś życie zupełnie inne od tego, z którym teraz niemalże się obnosi. W tym przekonaniu utwierdzamy się, gdy wraz z bohaterem trafiamy do miasteczka Albany, z którego pewnego kwietniowego dnia przed dwudziestu dwu laty tchórzliwie czmychnął, nie mogąc pogodzić się z tragicznym wypadkiem, którego był przyczyną, na zawsze odmieniając życie swoje i swoich bliskich. W czasie swej niekończącej się włóczęgi po całych Stanach, trafiał kilkukrotnie w rodzinne strony, nigdy jednak nie ujawnił się przed rodziną i nie mijała chwila, jak znów gnał w nieznane na platformie pociągu towarowego. Jednak ta wizyta będzie zupełnie inna od poprzednich.

Jest ostatni dzień października roku 1938, gdy zaczynamy obserwować poczynania Francisa. Przed kilkoma dniami opuścił mury więzienia, gdzie trafił za oddanie dwudziestu jeden głosów w trakcie wyborów. Cała sprawa została opisana w gazetach, z więzienia ojca odebrał jego syn Billy i przy tej okazji mogli sobie chwilę porozmawiać. Zaproszenie do domu rodzinnego zostaje jednak puszczone mimo uszu. W tej chwili są sprawy ważniejsze do załatwienia. Tak rozpoczyna się ponura odyseja. W świecie lumpa przyszłość praktycznie nie istnieje. Ogranicza się do najbliższej nocy, którą jakoś trzeba spędzić, zwłaszcza że noce są coraz zimniejsze i łatwo o zamarznięcie. A jeśli los pozwoli ujrzeć kolejny świt, wszystko zacznie się od nowa. Przetrwać to wszystko pozwala niezawodny alkohol, eliksir przedłużający teraźniejszość, pomagający się w niej rozpłynąć. Do czasu gdy ten boski stan zostanie boleśnie przerwany przez trzeźwą rzeczywistość.

To życie zdaje się być dla Francisa jego żywiołem. W byciu lumpem jest mistrzem, a jeśli komuś nie wydaje się to żadną sztuką i pogardliwie określa tych ludzi mianem leni czy darmozjadów, niech spróbuje przeżyć w ten sposób tydzień. Szybko okaże się, że wcale nie jest w tym świecie łatwiej przetrwać. Co więc sprawia, że tyle osób żywot taki niemalże wybiera? To pytanie jest szczególnie nurtujące w przypadku głównego bohatera, który, jak się w trakcie utworu dowiadujemy, był w swoim czasie odnoszącym wielkie sukcesy baseballistą, a gazetowe wycinki dokumentujące jego chwałę, wciąż nosi przy sobie. Wydaje się przy tym całkowicie wolny od jakichkolwiek sentymentów czy nostalgii. To było wtedy, a teraz są zgrubiałe dłonie, poznaczone bliznami, a brak jednego palca przypomina o dawnej bójce z lumpem uzbrojonym w siekierę. Świadomy konsekwencji swoich decyzji, Francis zdaje się usiłować napisać sobie swoim życiem należyte epitafium.

Zdaje sobie bowiem sprawę, że znalazł się już na końcu swej drogi. Przypominają mu o tym zmarli: ludzie, którzy stracili życie na jego oczach lub tacy, których sam go pozbawił. Przechadzają się oni pośród żywych, choć dla nich niewidoczni, zaczepiają Francisa, wciągają go w pogawędki i dyskusje. Jedni pocieszają, inni straszą. W tym stanie pomiędzy życiem a śmiercią, gdy przeszłość ciąży jak kula u nogi, a przyszłość traktuje się jak zło konieczne, na świat patrzy się zupełnie innymi oczami niż przeciętny zjadacz chleba. Dlatego też niektóre jego decyzje mogą wydać się irracjonalne, ale im dłużej z nim obcujemy, tym bardziej jesteśmy w stanie mu kibicować, a niekiedy współczuć, widząc jak odrzuca dane mu szanse. Po prostu, w przeciwieństwie do nas, wie od razu, że i tak nic dobrego by z tego nie wyszło.

Francis jest człowiekiem popadającym ze skrajności w skrajność. Raz potrafi być uprzejmy, czuły, pomocny i dowcipny, kiedy indziej zaś jest oschły, cyniczny i agresywny. Ma w sobie jednak pewność siebie, która wszystkie te sprzeczne nieraz cechy spaja w jedną spójną całość. Jaki los by go nie czekał, musiał być przez niego oczekiwany i wręcz zaplanowany. Lecz skoro nie zależy mu na ogólnie pojętym sukcesie, nie należy się tym samym spodziewać ogólnie pojętego happy endu. Najważniejsze jest to, że te kilka dni spędzonych z królem lumpów na długo pozostaną w pamięci, a jego peregrynacja da asumpt do wielu przemyśleń.

Sama książka jest równie zmienna co jej bohater. W jednej chwili możemy się śmiać, by w następnej się wzruszyć. Ciekawym smaczkiem jest też nawiązanie do radiowej adaptacji "Wojny światów" Wellsa, przygotowanej przez Orsona Wellesa, a wyemitowanej właśnie 30 października 1938. Na podstawie powieści powstał film z Jackiem Nicholsonem w roli głównej, z pewnością obejrzę go w niedalekiej przyszłości.

3 komentarze:

  1. Nie miałam pojęcia ani o książce, ani o ekranizacji. Życie lumpa bywa pełne niespodzianek. Bardzo ciekawa książka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny tytuł i równie ciekawa okładka, które na podstawie tego co piszesz, zdają się skrywać niezwykle intrygujące wnętrze. Przyznam szczerze, że bardzo lubię Twoje recenzje oraz teksty związane z pijackim pograniczem - czytam je z niekłamaną przyjemnością :) Odnotuję sobie nazwisko tego pana oraz ten utwór.

    OdpowiedzUsuń
  3. "W świecie lumpa przyszłość praktycznie nie istnieje." Już to jedno zdanie świadczy o tym, że autor wie, o czym pisze. Choć oczywiście bywają wśród lumpów wyjątki, jak choćby w świetnym filmie „W pogoni za szczęściem”. Szkoda, że nie mam tyle czasu, by czytać wszystkie dobrze rokujące książki. Inaczej pewnie zaraz zacząłbym szukać tej lektury :)

    OdpowiedzUsuń