W chwili gdy to piszę, za oknem leje deszcz, pogoda jest więcej niż nędzna, drugi dzień nie wychodzę z domu i zastanawiam się, czy rzeczywiście mam ochotę przejechać się do Suwałk, by posłuchać nieco bluesa. Wszystko to razem skłania mnie, bym w końcu skrobnął coś o dwóch zdjęciach, które uwieczniły momenty mojego życia, wywołujące różne refleksje.
Z reguły zamieszczając zdjęcia skłaniające mnie do rozkminek o tym łez padole, tworzę w efekcie teksty przepełnione bądź to goryczą, bądź ironią, a najczęściej jednym i drugim. Tym razem jednak będzie inaczej, z czego bardzo się cieszę.
Któregoś popołudnia wybraliśmy się z Szymonem T. na rowerową przejażdżkę. Padał wtedy od czasu do czasu drobny deszczyk, bez porównania z tym, co dzieje się teraz. Gdy byliśmy w okolicach Bepisu, na niebie pojawiła się tęcza. Dotarło wtedy do mnie, że chyba nigdy przedtem nie zdarzyło mi się widzieć tęczy, która zakreślałaby pełny łuk. Zawsze były to jakieś małe fragmenty. Tym razem zaś jeden koniec wyrastał z jeziora, drugi zaś zanurzał się gdzieś pośród niskich domów dzielnicy Borki. Od razu przypomniały się legendy o garnkach ze złotem (nad brzegiem jeziora stał wędkarz, może mu się poszczęściło?). Aż sam się teraz śmieję, gdy sobie przypominam, ile to zwyczajne w sumie zjawisko, dało mi wówczas radości. Jak słusznie podsumował Szymon, coraz rzadziej zdarza się nam widzieć coś po raz pierwszy, stąd też plan na przyszłość, by takich dotychczas nie zauważonych fajnych rzeczy, dostrzegać jak najwięcej. Zdjęcie nie oddaje oczywiście w pełni tego, co widziałem na własne oczy, ale bardzo się cieszę, że powstało (jego autorem jest Szymon) i mogę się nim podzielić ze światem.
Innego dnia w naszych rowerowych peregrynacjach wziął udział niejaki Puman. Sprawiło mi to ogromną radość, bo to mój dobry kumpel, a niestety bardzo rzadko mamy okazję się spotkać, ostatni raz widzieliśmy się dobry rok temu. Przejechaliśmy się nad jezioro Sajno, w miejsce zwane Słoneczną Polaną. Tam właśnie Szymon cyknął nam fotkę, która z mojej strony jest drobnym oszustwem, pozuję bowiem z piwkiem, choć przecież to już dwa i pół roku odkąd nie piję. Gdy później patrzyłem na to zdjęcie, zdałem sobie nagle sprawę, że, cholera jasna, w tym roku, we wrześniu, naszej przyjaźni stuknie już dwadzieścia lat. Kawał czasu, kiedy to zleciało? Przecież jeszcze nie tak dawno temu siedzieliśmy przy jednym stoliku w zerówce i wymienialiśmy się karteczkami. Od tego czasu upłynęło już tyle wody w Netcie i drugie tyle gorzałki, optymizmem napawa więc fakt, że wciąż mamy o czym ze sobą pogadać i tematem nie są jedynie wspomnienia.
Świetne momenty, trzeba pielęgnować takie przyjaźnie. Mam przyjaciółkę od 1 klasy podstawówki, minęło nam już 27 lat :). Ale ten czas leci !
OdpowiedzUsuńPiękna tęcza...
Też ostatnio spotkałem się z wieloma znajomymi i usłyszałem nieziemsko dobrą rozkminę etymologiczną przypominającą rozkminy Homera (czyli językoznawczo nie mającą żadnych podstaw): na ekipę mówi się "CREW", ponieważ po latach się KRUszy".
OdpowiedzUsuńByło to jednocześnie odkrywcze i napawające smutkiem.
W tej kwestii przyjmuję za motto słowa Ciorana: "Jeśli wieloletnia przyjaźń się rozpada, trzeba to przyjąć bez goryczy: wszak musiała kiedyś się skończyć. Pamiętajmy tylko to, czym była, nie to, czym się stała!".
UsuńZresztą całkiem sporo moich starych przyjaźni trwa do teraz, więc nie mam co narzekać.
Ha, widok tęczy przypomniał mi wspólne wyprawy z siostrą w celu odnalezienia wszelakiej maści skarbów.
OdpowiedzUsuńMiałeś jakieś zbyt bliskie kontakty z alkoholem, że postanowiłeś zostać abstynentem?
Ostatnio często wracam wspomnieniami do tego typu przygód z dzieciństwa.
UsuńJeśli chodzi o Twoje pytanie, to ujmę to tak: było tak wesoło, że aż płakać się chciało ;)