Mada - 47%
Wszystko się zmieniło, gdy przez zupełny przypadek trafiłem na pierwszy singiel zapowiadający płytę Mady. "Tłum" na świetnym bicie Szoguna, z gościnnym udziałem jednego z oryginalniejszych raperów, którzy są młodsi ode mnie (taka moja prywatna kategoria), Zioła Zioła, zdecydowanie przykuwał uwagę. Osaczona przez tłum jednostka (od ilu osób się on w ogóle zaczyna, filozofuje raper), dystansuje się od niego, ale nie czuć w tym mizantropii, raczej potrzebę przynajmniej chwilowego wycofania się z pędzącej rzeczywistości, na którą składa się anonimowa masa, z którą nie sposób się skomunikować. "Najlepiej się czuję na podwórkach" - podsumowuje raper, co dobrze oddaje peryferyjność i swojskość jego twórczości. Nie odczuwa on zewu centrum (podobnie jak Andrzej Stasiuk, w skicie poprzedzającym jeden z kolejnych utworów, wspominający swą młodość na Grochowie, dzielnicy, z której pochodzi również Mada), który przyciąga rzesze ludzi z jego otoczenia, pędzących tam ze wszystkich stron. Podkreślić jednak należy, że Mada nie dąży tam dlatego, że się przed tym trendem buntuje. Po prostu tego nie potrzebuje, nie jest do tego stworzony, nie taka jest jego konstrukcja. Nie zrobiłby tego, choćby chciał. Ale nigdy nie zechce.
Kolejny singiel, "Ex", jest ubranym w ciekawą metaforę manifestem determinacji twórcy. Opowiada on tam o trzech byłych dziewczynach, z których jedna ma za sobą odsiadkę, druga od pięciu lat nie żyje, a trzecia przebywa na emigracji. I choć utwór jest skrajnie osobisty, zwłaszcza zwrotka poświęcona zmarłej dziewczynie kosztowała rapera z pewnością wiele emocji, to najważniejsze w nim jest podkreślenie faktu, że pomimo wszelkich życiowych zmian raper "wciąż robi swoje", czego efektów możemy słuchać na kolejnych płytach. Przy okazji ujawnia on swoje podszyte dezynwolturą poczucie humoru, przy okazji opowieści o trzeciej dziewczynie, tej, która obecnie "siedzi na saksach". Gdy wyszedł singiel, wspomniana była ona tylko w refrenie, osobiście napisałem komentarz, że wielka szkoda, że nie została poświęcona jej trzecia zwrotka. Okazuje się jednak, że w albumowej wersji utworu trzecia zwrotka jest, z tym że mocno nietypowa. Wraz z poczuciem humoru dostrzegamy bowiem dżentelmeńskę dyskrecję.
Później wyszła płyta, a Mada, wrzucając do sieci kolejne utwory, do każdego dołączał filmik, w którym w kilku słowach opowiadał o genezie danego kawałka. Znów mogliśmy doświadczyć wspomnianej dezynwoltury, choćby w przypadku Intro, które miało być opatrzone zwrotką, ale raper ostatecznie nie napisał tekstu, czy "Outro", które pojawiło się na trackliście, ale w ferworze walki fakt ten został zapomniany i "Outro" nigdy nie powstało. Co paradoksalnie dodało płycie smaczek, ale o tym później. Nie chcę w ten sposób sugerować, że Mada ma lekceważący stosunek do słuchacza. Wręcz przeciwnie, jest mu zdecydowanie bliższy od większości wykonawców, właśnie dlatego, że traktuje go jak kolegę, który wybaczy przecież delikatne potknięcia, a nie klienta, który jest panem i trzeba przed nim czapkować.
Prawdziwym wydarzeniem jest moim zdaniem wykorzystanie w jednym z utworów ghostwritera. Tekst do utworu "Czekam", nawiązujący do kultowego "Do Ani", napisał niejaki Jakub Ancymon, z tego co się orientuję, dobry kolega Mady. Wspomniana już kilkukrotnie dezynwoltura rapera pozwoliła mu się wznieść ponad skostniałe zasady polskiego rapu, w imię których rapować można jedynie swój tekst. Na płycie mamy więc do czynienia z sytuacją bez precedensu (chodzi mi o sam fakt przyznania się do tego, wszak wiadomo, że Eldo pomagał pisać teksty Juzkowi i "nawet nie wiemy, kiedy słuchamy zwrotek Piha ghostwritingu). W jej wyniku powstał najbardziej tajemniczy i wręcz metafizyczny utwór na płycie, wzbogacony o punkowy zaśpiew w wykonaniu Mroka i gitarę Eryka Najduchowskiego.
Zastanawiam się, czym jest tytułowe 47%. Liczba ta pojawiała się chyba w twórczości Zetenwupe już wcześniej, ale nie jestem w stanie powiedzieć w jakim kontekście. Dlatego podam w tym momencie moją prywatną interpretację, która jest albo stwierdzeniem czegoś oczywistego, albo strzałem Panu Bogu w okno. Kluczowy dla niej jest utwór "Więcej niż 100" z gościnnym udziałem Ryfy Ri (to również nietypowe, na płycie obecne są aż dwie raperki i obie wypadają nadspodziewanie dobrze, co w przypadku polskiego rapu nie zawsze jest oczywiste). Raper deklaruje, że chce dać z siebie więcej niż sto procen, jednocześnie przyznając, że w tej chwili niekoniecznie mu to wychodzi. Być może jest więc na etapie dawania z siebie właśnie czterdziestu siedmiu procent, oczywiście jeśli chodzi o radzenie sobie z życiem i tworzenie dla siebie perspektyw na przyszłość. W przypadku twórczości jest to zdecydowanie więcej.
Na płycie usłyszymy cały wachlarz tematów od krytyki zmanipulowanego społeczeństwa, zastraszonego przez media, do oprowadzania słuchacza po Grochowie, gdzie na każdym kroku natykamy się jeśli nie na sklep monopolowy, to na aptekę. Nie zabraknie oczywiście opowieści o relacjach z kobietami i wszelkiego rodzaju rozliczeń, głównie z samym sobą. Warto też dodać, że żaden z obecnych na płycie gości nie zawiódł, na pierwszy plan wysuwa się jednak kolega z zespołu, Kaietanovich, który w kończącym płytę "CDNN" obnaża się, spowiadając się z przyprawienia rogów znajomemu i jest to w moim przekonaniu jedna z odważniejszych zwrotek w polskim hip-hopie, którego przedstawiciele z reguły chcą siebie postrzegać jako przykłady przestrzegania wszelkich kodeksów, z koleżeńskimi włącznie. Ktoś jednak jest w stanie przyznać, że w życiu po prostu różnie bywa. Ciąg dalszy nie nastąpi, nic więc dziwnego, że nie usłyszymy już nawet zapisanego w trackliście "Outra".
Chciałbym móc powiedzieć, że płyta pozbawiona jest wad, niestety nie mogę tego zrobić z czystym sumieniem. Choć wszystkie utwory, że tak powiem "właściwe", są świetne i nie ma się do czego przyczepić, to skity, które zapewne miały być czymś w rodzaju przymrużenia oka, kontrującym raczej poważną ogólną wymowę płyty, zwyczajnie przeszkadzają i zaburzają jej spójność. Jestem pewien, że osoby zaangażowane w ich powstanie doskonale się bawiły przy ich tworzeniu, jednak przy odsłuchy płyty da się je przesłuchać tylko za pierwszym razem. Może ktoś o większym poczuciu humoru niż ja się wtedy uśmiechnie, ale zapewniam, że z każdą kolejną rundą będą one coraz bardziej irytujące i domagające się przełączenia. Dlatego na własny użytek stworzyłem playlistę, w której skitów nie ma i dzięki temu, w mojej opinii mamy wówczas z płytą genialną, 10/10 i w ogóle. Zachęcam do sprawdzenia. A jeśli dostępne są jeszcze fizyczne egzemplarze, także do kupienia, gdyż płyta, choć wydana w prostym digipacku i bez większych bajerów, właśnie dzięki swej minimalistycznej oprawie prezentuje się niebywale estetycznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz