sobota, 1 lutego 2014

rozkminka o czyczu


O istnieniu Stanisława Czycza dowiedziałem się dzięki lekturze "Portretów z bufetem w tle" Romana Śliwonika, który w swym wspomnieniowym dziele opowiadał o pisarzach i poetach mniej lub bardziej związanych z pismem literackim Współczesność i o swych relacjach z nimi. Mówiąc precyzyjniej, były to przyjaźnie, z reguły troskliwie podlewane "czystą, która duszy nie plami", czemu sprzyjał styl życia ówczesnych artystów, będącego ni mniej ni więcej niekończącą się balangą. Aż dziw bierze, że tyle rzeczy zdołali jeszcze napisać. Wśród opisywanych przez Śliwonika byli ci, którzy także dzisiaj są dobrze znani, jak Hłasko, Himilsbach czy Stachura. Znaleźli się też tacy, którzy niegdyś popularni, obecnie są raczej zapomniani, za przykład niech posłużą Brycht czy Iredyński. Był wreszcie Czycz, poeta i prozaik, który od zawsze trzymał się na uboczu i starał się unikać rozgłosu.

Ciekawie wyglądają kulisy jego debiutu, warto tu przytoczyć fragment artykułu opublikowanego w Newsweeku (całość tutaj):
W latach 70. krakowscy młodzi literaci z rozbawieniem opowiadali sobie historyjkę z lat 50. o tym, jak chłopak z Krzeszowic znalazł w pociągu przepisane przez kogoś wiersze Czesława Miłosza. Nie rozpoznał autora i uznał, że może je zaprezentować jako własne. Zaniósł je do krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich, gdzie stosowna komisja bez trudu odkryła, że prawdziwym autorem jest pisarz wówczas wyklęty. Wywalono więc kandydata na poetę za drzwi, bo po pierwsze, nie można go było przyjąć do związku na podstawie cudzych wierszy, a po drugie, podejrzewano go o polityczną prowokację. Kandydat się wściekł, pomyślał: to ja wam jeszcze pokażę. Wrócił do Krzeszowic i po roku przyniósł pakiet wierszy napisanych przez siebie. Oszołomił komisję i został członkiem Koła Młodych ZLP, a potem wybitnym pisarzem.
Ile prawdy jest w tej anegdocie nie wiadomo, znając życie jest mocno podkoloryzowana, ale takie jest prawo legendy. Na pewno czyni to postać artysty tym bardziej intrygującą.

"Nie wiem co ci powiedzieć" składa się z sześciu opowiadań. W krótkiej notce na początku autor wyjaśnia, że część z nich pochodzi z wcześniejszego zbioru pt. "Nim zajdzie księżyc". Powodem było występowanie w nich tych samych bohaterów, o których pisał kolejne utwory. Dopełnieniem tej swoistej trylogii była zaś "Pawana". Jako że w mojej bibliotece dostępna była tylko ta książka, o której mam zamiar tu parę słów napisać, o pozostałych nic więcej nie wiem, nie wiem nawet, które opowiadania są tymi wykorzystanymi powtórnie.

Akcja wszystkich opowiadań dzieje się w Miasteczku i jego okolicach. Choć konkretna nazwa ani razu nie pada, po krótkim śledztwie możemy być pewni, że chodzi o podkrakowskie Krzeszowice z których wywodził się autor. Również czas akcji opisywanych historii jest wspólny, lato, wakacje, czas wolny spędzany to nad stawem, to na łące, to w restauracji "Turystyczna", to w ruinach Zamku, to na potańcówce. Jedynym wyjątkiem są otwierające zbiór "Góry słabo widoczne", tu panuje aura zimowa, co być może było powodem, że to akurat opowiadanie najbardziej przypadło mi do gustu. Jego bohaterowie, dwóch kumpli, wybiera się na wyprawę, której przebieg jest zupełnie niebanalny. Enigmatyczność utworu i jego mistyczna zagadkowość przekazana jednak w prostych słowach, pozwala na mnogość interpretacji pozostając historią, która zwyczajnie mogła się komuś przydarzyć.

Kolejne opowiadania skupiają się z reguły na przeróżnie podanych perypetiach około miłosnych. Pomimo pogodnego zdawałoby się miejsca i czasu, panuje w nich raczej melancholijny nastrój, rejsowy poeta rzekłby zapewne "smutek i nostalgia". Opowiadania pisane są w pierwszej osobie, językiem w granicach rozsądku naśladującym mowę potoczną. Forma pierwszych trzech pozostaje jednak dość konwencjonalna, podczas gdy w pozostałych autor pozwolił sobie na pewne "odloty", czy to próbując prozy poetyckiej, czy to mieszając różne płaszczyzny czasowe, czy to stosując pijaną narrację zbudowaną z pourywanych zdań, każde z innej parafii. Możliwe, że kluczowe jest tu wspomniane włączenie do zbiorku już raz opublikowanych opowiadań, ale to tylko teoria. Najbardziej podobał mi się jednak zabieg umieszczenia różnych bohaterów w jednym miasteczku, gdzie ich losy nie zawsze się przecinają, czasem może nieświadomie przechodzą obok siebie. A zdarza się też, że tylko jeden szczegół dotyczący topografii potwierdza, że dane opowiadanie również umiejscowione jest w Miasteczku.

Książkę czyta się szybko i przyjemnie i myślę, jeżeli ktoś nie zetknął się wcześniej z osobą i twórczością pana Czycza, to warto się z nią zaznajomić i nie poprzestawać na jednym dziele. Ja na pewno sięgnę po coś jeszcze.





PS. Inny fragment newsweekowego artykułu:
Jak przypominał Bogusław Żurakowski, poeta i wykładowca UJ, Staszek „twierdził, że nigdy nie odwiedzał najbardziej znanych miejsc w Krakowie, nie był na Wawelu, w Bazylice Mariackiej... I nigdy nie pozwalał mi zaprowadzić się tam”. Rzeczywiście, nie pamiętam, bym go widział na innej ulicy niż Krupnicza.
automatycznie przypomina mi o Wieniedikcie Jerofiejewie i o pierwszym akapicie jego najsławniejszego dzieła:
Wszyscy powiadają: Kreml, Kreml. Od wszystkich o nim słyszałem, a sam nie widziałem go ani razu. Ileż to już razy (z tysiąc) na gazie albo na kacu przemierzałem Moskwę z północy na południe, z zachodu na wschód, z jednego końca na drugi, na wylot i na oślep – ale Kremla nie widziałem nigdy.

3 komentarze:

  1. Nawet nie wiedziałem, że tworzył również prozę. Dobrze, że przypomniałeś o tym najbardziej niesłusznie zapomnianym polskim twórcy XX wieku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się pozmieniało u ciebie - pięknie. Tylko ja ustawiłabym tak, żeby nie przesuwały się zdjęcia, były na stałe jak zjeżdżasz w dół strony.

    Bardzo podoba mi się ta publikacja. a opowiadania uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, widzę, że magia czytelnicza cały czas działa! O Czyczu myślałem kilka dni temu, odkrywając przez przypadek, że pochodzi z miasta mojej dziewczyny - obiecałem sobie, że koniecznie wypożyczę któreś z jego dzieł przy najbliższej wizycie w bibliotece. No i proszę, mija niedługi czas i na Twoim blogu pojawia się recenzja jego zbioru opowiadań. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń