wtorek, 20 maja 2014

rozkminka o oceanie


Nie wiem jak inni, ale ja przeżyłem swego rodzaju zaskoczenie, gdy po raz pierwszy wziąłem do rąk opisywaną tu książkę. I obawiam się, że ktoś inny mógłby się nawet poczuć oszukany, choć na szczęście mnie to nie dotyczy, bo ostatecznie i tak wyszedłem na swoje. Chodzi mi o to, że jeśli ktoś tak jak ja zaopatrzył się w tę pozycję nie przeprowadzając wcześniej gruntownego śledztwa co to konkretnie jest, na pewno żył w przeświadczeniu, że jest to "pierwsza, nigdy wcześniej nie publikowana powieść króla bitników", bo chyba mniej więcej w ten sposób wszędzie było to opisywane i reklamowane. Tymczasem wspomniana powieść stanowi zaledwie ułamek tego dość grubego tomu (całość to 526 stron, powieść znajduje się na stronach 23-188; można sobie obliczyć). Reszta to zbieranina, która na pewno zaciekawi ludzi interesujących się bitnikami bardziej niż powierzchownie, lektura na pewno wzbogaci ich wiedzę i uzupełni obraz Kerouaca, pisarza i człowieka, o kolejne elementy. Jednak ci, którzy nie roszczą sobie pretensji do miana badacza, a chcieli po prostu przeczytać długą i ciekawą powieść mogą poczuć się trochę zawiedzeni. To pierwsza moja uwaga poprzedzająca skupienie się na konkretnej zawartości książki.

Drugim wnioskiem, do którego doszedłem już po lekturze (a może jeszcze w trakcie), jest to, że nie polecałbym chyba czytania owej publikacji zwyczajnym trybem - od deski do deski, strona po stronie. Wydaje mi się, że optymalnym sposobem byłby ten, który zaraz tu przedstawię. Książka składa się z trzech głównych części: powieść "Mój brat ocean"; najwcześniejsze zachowane utwory Kerouaca; korespondencja z Sebastianem Sampasem, serdecznym przyjacielem pisarza jeszcze z czasów Lowell. Wszystko to poprzedzone jest wstępem i przeplatane uwagami niejakiej Dawn Ward, czyli jak głosi notka biograficzna, mądrej głowy specjalizującej się m.in. w temacie Beat Generation. Kolejność jaką doradzałbym (reklamacji nie przyjmuję) jest następująca: zaczynamy od drugiej części (ewentualnie poprzedzając ją lekturą wstępu do części trzeciej, by dowiedzieć się kim byli Prometejczycy i Sebastian Sampas, który w owym okresie miał ogromny wpływ na życie i twórczość Jacka). Ciekawym może wydać się fakt, że siedemnastoletni Kerouac debiutował w druku opowiadaniem kryminalnym. Oprócz wspomnianego opowiadania, inspirowanego wyraźnie Sherlockiem Holmesem bądź niektórymi opowiadaniami Poego, mamy tu też początek powieści, utrzymanej z kolei w stylistyce znanej z kina noir. Pozostałe rzeczy powstały w okresie, gdy pisarz rozpoczął studia na Columbii, mamy tu dziennik jaki wówczas prowadził, sztukę i krótkie impresje o Nowym Jorku i Waszyngtonie.

Na kolejny ogień pójść powinna korespondencja Kerouaca z Sampasem. Obaj pochodzący z Lowell, lecz choć wychowywali się w tej samej dzielnicy, to poznali się dopiero w gimnazjum. Po jego ukończeniu obaj rozpoczęli studia, Kerouac w Nowym Jorku, a Sampas w Bostonie, w Emerson College. Jako że od tej pory spotykali się bardzo rzadko, kontaktowali się ze sobą głównie poprzez listy. Skupiali się w nich głównie na swojej twórczości i planach artystycznych, przesyłali sobie próbki swoich nowych dzieł, dzielili się swoimi rozterkami i życiowymi planami, bywało, że się kłócili. Listy te w równym, a może nawet w większym stopniu niż Kerouaca odmalowują przed czytelnikiem sylwetkę jego przyjaciela. Ja prawdę mówiąc wcześniej nie wiedziałem o nim nic ponad to, że istniał. W trakcie lektury poznałem młodego, niezwykle wrażliwego i przenikliwego artystę. O wiele spokojniejszy niż Kerouac, choć potrafił też swojego przyjaciela ostro zrugać, gdy ten zdawał się wycofywać z pewnych wspólnych młodzieńczych założeń. W tle mamy obraz epoki. Początek lat czterdziestych, Stany Zjednoczone przystępujące do II Wojny Światowej, wokół zaś idee mające zapewnić zmiany na lepsze. W tym wszystkim pogrążeni są ci dwaj "piękni dwudziestoletni", których oddanie literaturze i pasja z jaką podchodzą do pisarstwa są niemal religijne. Taki też wydaje się kult jakim otaczają Thomasa Wolfe'a. Nazwisko tego pisarza w ich listach odmieniane jest przez wszystkie przypadki, jego twórczość była dla nich naprawdę ważna. Mówi się zresztą, że powieściowy debiut Kerouaca - "The Town and the City" - napisany był stylem Wolfe'a. Dopiero przy "On the Road" odnalazł swój własny głos. Muszę przyznać, że mam coraz większą ochotę zapoznać się z twórczością tego nieznanego mi jeszcze pisarza. Na oku mam "Nie ma powrotu", który to tytuł pada zresztą w jednym z listów.

Wróćmy do mojej "instrukcji". Gdy w którymś z kolejnych listów Kerouac zakomunikuje przyjacielowi, że rozpoczął pracę nad powieścią zainspirowaną rejsem odbytym na statku handlowym (w międzyczasie został marynarzem), przechodzimy do części pierwszej, można nawet powiedzieć, że tej właściwej. We wstępie do niej czytamy nieco więcej o kulisach jej powstania, mamy okazję zapoznać się z fragmentami notatek, które Jack poczynił w trakcie morskiej wyprawy, a także z kopiami jego dokumentów na okrasę (zapomniałem dodać, że w części trzeciej znajduje się kilka fotek). Bohaterami powieści są Wesley Martin i Bill Everhart, młodzi ludzie różniący się niemal w każdym calu, a jednak nawiązujący nić porozumienia podczas przypadkowego spotkania. Już wkrótce Bill, wysłuchawszy opowieści Wesleya o marynarskim życiu na morzu, decyduje się porzucić swą profesorską posadę na Columbii (a przynajmniej wziąć urlop) i dołączyć do nowego przyjaciela podczas kolejnego rejsu. W trakcie realizacji tego przedsięwzięcia zostają czytelnikowi przedstawione sylwetki i przeszłość kształtująca bohaterów. Ciekawą rzeczą jest to, że tworząc tak różnych bohaterów, Kerouac wyrażał tak naprawdę pewną dwoistość swojej natury. Chwytającego życie garściami marynarza i pogrążonego w refleksyjnych dylematach uczonego, można tak naprawdę odbierać jako awers i rewers samego pisarza, czego on sam jest świadom, jak wynika z notatek. To swoiste rozdwojenie musiało go wyraźnie nurtować, bo jest ono również, z tego co mi wiadomo, bardzo istotnym elementem "The Town and the City". "Mój brat ocean" jest rzeczą wciągającą, z bardzo dobrze skonstruowanymi postaciami i umiejętnie zarysowanym tłem, nazwijmy to obyczajowo-społecznym. Jak na "pierwsze koty za płoty" dwudziestojednolatka, nie jest źle. Rozczarowuje jedynie fakt, że powieść jest dość krótka i w moim przekonaniu kończy się w miejscu, w którym dopiero mogłaby się naprawdę zacząć, jest w rzeczy samej bardziej wstępem.

Mimo to całą lekturę określiłbym jako interesującą. Będąc osobą interesującą się Kerouaciem i bitnikami, mogłem z niej zaczerpnąć sporo informacji, których dotychczas nie znałem. Jest to okres w twórczości Kerouaca kiedy tak naprawdę dopiero kształtował się on jako pisarz, w tym więc kontekście można obserwować jego twórczy rozwój. Chętnie teraz przeczytałbym "The Town and the City", gdzie odbicie znajdują wczesne nowojorskie epizody autora, początek znajomości z Ginsbergiem i resztą etc. Ale najpierw mam zamiar sprawdzić coś od Wolfe'a, by później móc samemu ocenić rzeczywisty stopień inspiracji tym twórcą.




Przeczytane w ramach wyzwania CZYTAM LITERATURĘ AMERYKAŃSKĄ
http://basiapelc.blogspot.com/p/czytam-literature-amerykanska.html

6 komentarzy:

  1. Ha, nie spodziewałem się, że ta kniga jest taka gruba i tak wielowymiarowa. Przyznaję, że tytuł kojarzył mi się bardziej z rozmowami z oceanem (nieco bełkotliwymi), czyli swoistym poematem, czy też strumieniem świadomości, z jakim mamy do czynienia na łamach "Big Sur", a tymczasem czytelnik otrzymuje powieści oraz korespondencję Kerouaca. Gdybym nie przeczytał Twojej rozkminki i zakupił tę pozycję, również byłbym mocno zaskoczony. Przy okazji przyznaję, że teraz ta lektura wydaje mi się znacznie bardziej kusząca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nie będę tego szukał :) Nie moje klimaty. Ale z drugiej strony, będę też wiedział, że gdyby na siłę pchała mi się w łapki, to nie należy odmawiać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Intrygująca instrukcja, chociaż lektura nie w moim stylu. Wspaniale o niej napisałeś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze mam problem z nazwiskiem tego autora - ciągle robię w nim jakiś błąd. Ale choć ten twórca znajduje się w kręgu moich zainteresowań, to wciąż nie mogę trafić na jego tytuły. Jednak zaczęłabym przygodę z Kerouac'em od najsłynniejszej książki: "W drodze".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W drodze" było pierwszą książką od Kerouaca jaką czytałem. Miałem to szczęście, że moje wydanie zawierało przedmowę autorstwa Ann Charters, która przybliżyła okoliczności towarzyszące kształtowaniu się ruchu bitników i kulisy powstawania powieści. Wydaje mi się, że w przypadku odbioru tej pozycji, wiedza tego rodzaju jest bardzo pomocna.

      Usuń
    2. Zgadzam się, bo przecież nawet jeśli ktoś sięga po książkę świadomie, wie, kim są bitnicy, to i tak przyda się pewne uporządkowanie tej wiedzy.

      Usuń